BARF-owe rewolucje w domowej kuchni
2012-10-08
Magdalena Braniecka / Pet Market
Koncepcja BARF w diecie kota to jeden z najbardziej niepokornych pomysłów na żywienie domowego pupila. Filozofia to jedno, praktyka drugie a dobro zwierzęcia chyba nie zawsze potwierdzone
U podstaw koncepcji BARF leży zapewnienie kotom takiej diety, jaką teoretycznie miałyby one w warunkach naturalnych, tj. żyjąc na wolności i samodzielnie polując. W rzeczywistości polega na podawaniu zwierzętom naturalnego, nie przetworzonego jedzenia – głównie surowego mięsa, warzyw i owoców. Jednak paleta dietetycznych składników jest bardzo szeroka. Od surowego mięsa z kośćmi i chrząstkami, poprzez podroby, ryby, owoce i warzywa a nawet mrożone myszy i jednodniowe pisklęta, aż po ostrygi, małże oraz kawior, co z diety naturalnej robi również dietę wykwintną i... zapewne drogą.
BARF home edition
Okazuje się jednak, że dieta BARF w praktyce potrafi być niepokorna. Pomysły na dietetyczne wariacje na ten temat, którymi nierzadko dzielą się na forach internetowych hodowcy, niejednego laika przyprawią o zawrót głowy. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że BARF to swoiste domowe laboratorium żywieniowych eksperymentów na kotach.
Ponieważ część hodowców jest zdania, że BARF-owe składniki nie są w stanie zapewnić kotom tylu wartości odżywczych, jakich one potrzebują, a inni z kolei uważają, że koty od wielu pokoleń żyjące w niewoli i żywiące się wyłącznie gotową karmą, nie są w stanie przyswoić nagle wyłącznie surowego mięsa, fora internetowe stają się kuźnią pomysłów na urozmaicanie kociej diety metodą chałupniczą.
Bezpieczniej ugotować
Najczęściej wprowadzaną modyfikacją BARFa jest podawanie kotom mięsa gotowanego, zamiast surowego.
Właścicielka czterech kotów rasy cornish rex, dzieląca się uwagami na jednym z forów internetowych, BARF stosuje od samego początku swojej przygody z kotami. Jednak samą koncepcję, w obawie o jakość surowego mięsa, postanowiła nieco zmodyfikować podając kotom gotowane mięso drobiowe i gotowane ryby, zamiast produktów surowych. Dietę kotów dwa razy dziennie uzupełnia również suchą karmą Orijen. Ponieważ całe kości mogą kotu zaszkodzić, zamiast nich kupuje mączkę kostną, którą posypuje mięso. BARF to również owoce i warzywa, więc kobieta miksuje marchew ze szpinakiem i podaje kotom razem z mięsem. Raz w tygodniu każdy kot dostaje obowiązkowo po jednym żółtku wymieszanym z oliwą z oliwek i ziołami. – Ryby gotowane daję co kilka dni. Do tego podrzucam im krewetki koktajlowe, serca indycze, czasem masło i wątroby indycze – dodaje. Kotom ta dieta bardzo odpowiada – wszystkie posiłki zjadają ze smakiem – podsumowuje forumowiczka.
Sucha karma... na wszelki wypadek
Hodowcy kotów nie chcą też łatwo rozstawać się z karmą suchą, która, mimo że sprzeczna z założeniami BARF, wciąż gości w menu kociej diety.
Jedna z użytkowniczek forum o kotach twierdzi, że BARF stosuje odkąd w jej domu pojawił się pierwszy kot (obecnie ma ich cztery). Dwa razy w miesiącu jeździ do rzeźni, gdzie kupuje kilkanaście kilogramów surowego mięsa, które następnie porcjuje i mrozi. Przygotowuje kotom papkę warzywną, podaje im również biały ser, kefir oraz jogurt naturalny. Dodatkowo, w małych ilościach, „dorzuca” do menu suchą karmę, żeby – jak twierdzi – jej koty nie zapomniały smaku karmy i w razie gdyby ich pani kiedyś zabrakło potrafiły przerzucić się na tradycyjne jedzenie. Nie przykłada jednak uwagi do tego, jaką karmę serwuje swoim kotom, ale jak sama zauważa, dni, w których podaje kotom suchą karmę są męczarnią zarówno dla niej, jak i dla kotów. – Koty mają po niej nieprzyjemne gazy, robią bardzo śmierdzące kupy, pomijając fakt, że kilka razy zabierają się do zjedzenia karmy i przychodzi im to z wielkim trudem – podsumowuje dosadnie swoją wypowiedź.
To jednak mały kłopot
– Zastanawia mnie, czy ktoś tak naprawdę byłby w stanie pokusić się o wylęgarnię, aby dostarczać kotom pisklęta – pyta na forum właścicielka kota Olafa. Przyznaje też, że przygotowywanie dla jednego kota posiłków składających się z kurczaka, krewetek, marchwi i innych zalecanych w diecie dodatków to niemały kłopot. Poza tym – jak dodaje – to wcale nie tania „impreza”.
Autor: Magdalena Braniecka
Źródło: Pet Market
Ekonomia i rynek