Miejskie dyrdymały o zwierzętach
2013-01-17
Bogda Balicka / e-pets
Życie od samego dzieciństwa bez codziennego kontaktu ze zwierzętami w jakiś sposób nas zubaża, coś nam odbiera. W życiorysie i w psychice. W pewien sposób okalecza nasze odczuwanie czułości, troskliwości i odwagi. Wpływa nawet na wygląd
Niedawno w jednych z wiodących telewizyjnych serwisów informacyjnych usłyszałam, jak matka tłumaczy dziecku, że zwierzęta są brudne i śmierdzą. Nie dotyczyło to tylko wrażeń z wakacji na wsi, czyli zwyczajowego obrazu zwierząt towarzyszących spoza miasta. – Nie dotykaj ich lepiej, bo się możesz czymś zarazić – mówiła matka w formie rodzicielskiej nauki i przestrogi. A mnie przeszedł dreszcz. Coraz częściej słyszymy bowiem, że miejskie, a i nawet wiejskie, dzieci często nie wiedzą, jak wygląda krowa i kura. Psy i koty z kolei muszą być niemal tak „wysterylizowane” jak my. Zwierzę powinno być czyste i – równie jak my –
szczęśliwe. Innymi słowy, coraz bardziej odseparowane od praw natury, wyzbyte pragnień do radosnego tarzania, rycia, zakurzenia się czy demonstrowania pajęczyn na wąsach po wizycie na strychu. Nie chcemy, by mu było czuć z mordki. Zapach wiatru na sierści okazuje się być smrodem…
Nasze dzieci nie jeżdżą już na wakacje do babci na wsi. Nie pomagają wyprowadzać krów czy kóz na łąki. Nie mają okazji, by zobaczyć na własne oczy pasterskiego psa czy posłuchać na łące pasikoników. Nie nauczyły się podziwiać ażurowych pajęczyn w naturalnej scenerii – dziś pajęczyny się tylko zrywa. Które z nich może obserwować scenę, kiedy gospodarskie koty czekają w rzędzie podczas dojenia krów na swój spodeczek mleka? Nie widzą gniazd jaskółek utkanych pod dachami obory czy stajni. Szczytem traumatycznych przeżyć byłby dla naszych dzieci udział w porodach świń, krów, psów czy kotów. Nie uczą się opieki nad maleństwem bezbronnym, a jednocześnie tak pełnym żądzy życia. Dzisiejsze dziecko wpada w panikę, kiedy spotka po drodze stado owiec. Nie wie, że gęsi mogą być groźne tylko wtedy, kiedy widzą u nas odruch agresji. Nie wie, że do zwierzęcia nie można biec z okrzykami. Że one po prostu nie są pluszowymi zabawkami. Spotkania ze zwierzętami, zarówno obcymi kotami i psami, jak i innymi towarzyszącymi, dziś bywają dość bolesne. Nikt nie uczy dzieci poszanowania zwierzęcej potrzeby dystansu w sytuacji poznawania kogoś nowego. Takich nawyków uczy się człowiek w warunkach codziennego, naturalnego kontaktu. I nie chodzi nawet tylko o zwierzęta. Dzieci nie są uczone uważnego postępowania z każdą inną żywą istotą. Brak takich obserwacji i towarzyszących temu refleksji pozbawia nas uczestnictwa w spektaklu natury: podziwianiu jej uroku, poznawaniu wspólnych więzi i zależności, nawyku czułych dotyków, troskliwych zachowań, tulenia żywych istot z delikatnością. Pozbawia też dzieci elementarnej odwagi. Wiedza bowiem pozwala zachować roztropność w kontaktach.
Starszym czytelnikom nie trzeba przypominać szaleńczych zabaw z psami w trawie i z kotami, które zawsze trochę przy tym podrapią (ot, małe ranki), zapachu mlecznych, ciepłych krów, widoku wesołych skoków kóz czy rzewnych spojrzeń owiec. Małe prosiaki z zadbanego chlewa są śliczne, a świnie zawsze mądre. Nawet szczury to nie zawsze paskudne szkodniki. Tak, szczury też można podziwiać za ich przebiegłość i umiejętność rozwiązywania problemów. A żaby? Jaszczurki? Chrząszcze? Czy naprawdę zawsze są tylko wstrętne? Przecież to nonsens. Żaby mają w sobie żartobliwy grymas przyrody, jaszczurki cechuje zwinność, a chrząszcze pracowitość i wytrwałość w dążeniu do celu. Trzeba tylko umieć patrzeć. Ale by to dostrzec, trzeba najpierw czegoś się nauczyć, coś przeczytać. To zadanie dla rodziców i nauczycieli od przyrody. Jak bardzo mi brak takich „panów od przyrody”, jakich opisał w swoim wierszu Zbigniew Herbert. Takich, co widzą i uczą patrzeć z otwartością i czułością.
Autor: Bogda Balicka
Źródło: e-pets